Czy rozsądek i papierowy kalendarz mogą iść w jednej parze? Przyjrzyjmy się temu tak bezlitośnie, jak potraktowaliśmy naszą dietę w okresie bożonarodzeniowych świąt.
Technologia goni za potrzebami człowieka w zatrważającym tempie, a rewolucja papierowych kalendarzy brzmi jak kiepski żart. Tu nic się nie zmienia. Jak wyglądały - tak nadal wyglądają. Mają bardzo prostą strukturę, od której mało kto odchodzi, bo i po co? Godzina, dzień, tydzień, miesiąc, rok. Schemat jest prosty jak drut.
No dobrze - przyjrzyjmy się tej niezwykłej batalii pomiędzy papierowymi i elektronicznymi kalendarzami. Rozpocznijmy od bezpieczeństwa. Wyobraź sobie, że wszystkie dane, które udało Ci się zebrać, nagle wyparowują. I teraz pewnie myślisz - hola, hola. Są kopie zapasowe, dane może przywrócić z chmury - i tak dalej, i tak dalej. To prawda, ale nie możemy zapomnieć, że technologiczne wsparcie jest narażone na uszkodzenia - a my zostajemy w… nie najlepszej sytuacji.
Jeżeli skupimy się na tym kryterium - papierowa wersja może zebrać sporo korzystnych głosów. Podobnie jak tez w przypadku ryzyka zgubienia sprzętu (np. telefonu, w którym zapisano mnóstwo znaczących danych). Z drugiej strony - podobnie możemy zgubić kalendarz, choć ze względu na gabaryty powinno być to nieco trudniejsze. Niemniej jednak - ku przestrodze - przypomnijcie sobie wszystkie posty znajomych, którzy proszą o wiadomość z numerem telefonu, bo ich sprzęt uległ awarii.
Chodźmy o krok dalej. Ta równie prosta, co rzeczywista sytuacja dobrze obrazuje problem ze skupieniem - a właściwie z narażaniem się na rozpraszanie przez powiadomienia atakujące nasze smartfony. Jesteś na obiedzie ze znajomymi, spotkaniu biznesowym albo… jakimkolwiek innym spotkaniu, z kimś, kto zasługuje na Twoją uwagę. Nagle w konsekwencji danego tematu musisz sprawdzić kalendarz, żeby dać znać o swojej dostępności - no i zaczyna się, bo oprócz kalendarza chciałeś rzucić okiem na jeszcze tylko kilka z najważniejszych informacji, o których informuje Cię niezawodny telefon.
Dołóżmy do tego jeszcze parę drobnych. Kalendarze książkowe po prostu są genialne. Dla niektórych to “stara szkoła”, dla innych to po prostu trend. Ty możesz widzieć to zupełnie inaczej, ale prawda jest jedna - papier ma to coś, czego nie daje elektronika. Moglibyśmy jeszcze długo obrzucać argumentami jedną i drugą stronę - i na przykład powiedzieć, że smartfon jest gorszy, bo może się rozładować, a to odcina nas od danych. Ale nie w tym rzecz. Obok racjonalnych argumentów stoi ten emocjonalny - związany z sentymentem. Papier ma to coś. Książki mają to coś. Zresztą - spróbuj na własnej skórze. Początek roku to idealna okazja.